Wegetariański rosół
Niedziela... Ni to wtorek, ni sobota.
Ciało w domu, głowa w pracy. Wirtualne, bezpłatne nadgodziny.
Na górze już od 7 rano tłuką kotlety. Na
śmierć! Może jedzą je na śniadanie? Na klatce śmierdzi przypalonymi
ziemniakami, Karol Strasburger opowiada suchary, biją dzwony i wystrojona wiara sunie posłuchać kazania o
diabelskim dżender. Zawsze, zawsze tak samo. Gdybym obudziła się któregoś dnia
i miałabym wątpliwości jaki jest dzień tygodnia, na podstawie obserwacji
otoczenia, albo po zapachu wyniuchałabym ją bezbłędnie.
Pachnie rosołem. Rosół prawdę Wam powie. Dzieli niedzielę na
„przed” i „po rosole” . To jedyna pewna rzecz w moich niedzielach.
Powiecie, że mój rosół to nie rosół, bo bez mięsa. No bez,
rzeczywiście, no. Ale spróbujcie chociaż raz takiego. Plis.Już kiedyś dawno temu o rosole pisałam, ale zakładam, że nikt z Was aż tak głęboko w przeszłość się nie zapędził.
3 marchewki
2 pietruszki
Pół selera (jeżeli macie dostęp do jego zielonej części, to
też dajecie)
Kawełek białej części pora
Cebula, którą wcześniej trzeba zjarać, aż stanie się czarna
(ja mam kuchenkę prądową, więc palę ją bezpośrednio na palniku, ale możecie
zrobić to na suchej patelni)
Dwa małe suszone grzybki
Dwa ząbki czosnku
Pieprz w kulkach, sól, ziele angielskie, listki laurowe
2 duże łyżki masła (jakżeby inaczej)
Kawałeczek chilli
Latem jeszcze kalarepka.
Niestety w przypadku rosołu
dodaję kostkę rosołową warzywną, nie zgadzam się z tym, ale robię tak. Bez
niej po prostu mi aż tak nie smakuje, a przecież chodzi przede wszystkim o to,
żeby smakowało. Są takie grzechy, których po prostu nie da się nie popełnić…
Wszystko gotujemy dłuuugo i powoli. Nie tak długo jak w przypadku rosołu z mięsa, ale długo i tak. No z godzinę, może półtorej.
No i co? Zima, zima, zima!
Parska raźno koń! No i stało się. Pięknie jest! Biało i optymistycznie,
Cu-dow-nie! Jeśli ogląda się to z okna, of course. Minus piętnaście to jednak
nie mój klimat, absolutnie.Musiałam rękawiczki kupić i zaczyna się dla mnie
związku z tym czas kompletnej nieporadności ruchowo- manualnej. Nie potrafię
nic zrobić w rękawiczkach. Gubię rzeczy, bo wydaje mi się, że mam je w rękach,
a one już dawno gdzieś spadły czego nie zarejestrowałam. Szukanie tego
wszystkiego w śniegu! Klucze to są najczęściej, albo małe coś. Szukaj wiatru w
śniegu. Nie odbieram telefonów, nie potrafię rozsunąć zamka w kurtce, podrapać się po dupie, ręka
ześlizguje mi się z drążka zmiany biegów, no w rękawiczkach jestem jak dziecko.
Małe.
Codziennie rano skuwam lód z szyby samochodu, a potem jadę i chucham i to mi zamarza od środka! Podłość ludzka nie zna granic.
Codziennie rano skuwam lód z szyby samochodu, a potem jadę i chucham i to mi zamarza od środka! Podłość ludzka nie zna granic.
Ale poza wszystkim zimę lubię- śnieg skrzypi pod butami, jest
jasno i radośnie a zimowe światło jest ossstre jak żyleta. Nie lubię co prawda
mieć na sobie aż tak dużo warstw, wyglądam jak Pi i Sigma, a jak ktoś mnie
woła, to nie przekręcam szyi, tylko muszę odwrócić całą mnie.Toczę się tak.I
smakuję carmexem. Ale mimo wszystko, zimo, bądź sobie.Oby nie za długo. Tydzień,
dwa i spadówa J
Komentarze