Krem z kukurydzy.Kuku na muniu.
Tyle słońca w całym mieście! Nie widziałeś tego jeszcze.Popatrz, oooooo, popatrz!
Takie tam żarty się mnie trzymają J Ale!jakby się przejaśnia.Szkoda
tylko że dopiero jak się ściemnia.
Zrobiłam
zupe, która już z założenia nie miała
prawa mi smakować.Słodką, z kukurydzy.Nie wiem czego się po niej spodziewałam,
ta słodycz oczywista jakoś mi gdzieś umknęła.Nie znaczy to, że jest niedobra –
wszystko tam ze sobą ładnie gra i trąbi, ino że słodka. A ja raczej tak
słono-ostra jestem.Nie brzmi to może zachęcająco, ale szczera chcę być, gdyż ”
uczciwością i pracą ludzie się bogacą” (ciekawe w jakim kraju, ja się pytam, w
jakim? Byłabym tam już bogata)
Zróbcie ją,
jeśli połączenie wyraźniej słodyczy z lekką słono-ostrością do Was przemawia.
Pachnie to wszystko obłędnie, wygląda w miarę reprezentatywnie, ma w sobie
mleko kokosowe i imbir, więc można przed kimś przyszpanować na kolacji J Plusy zatem są.
I tak. W
związku z brakiem w odwiedzonym przeze mnie sklepie świeżej kukurydzy w
kolbach,donoszę uprzejmie, że kupiłam konserwową.No nieładnie trochę zrobiłam,
ale sorry, będę w taki deszcz latać po mieście za kukurydzą? Jestem jebnięta,
ale w sposób kontrolowany. Znam umiar w szaleństwie czasami.I dziś było to
czasami.
Więc tej
kukurydzy dwie puszki
Kurkuma,
starty na tarce imbir(2-3 łyżeczki), papryczka chilli, sól, pieprz, jedna
czwarta puszki mleka kokosowego.
Ser feta i
natka pietruszki.
Kukurydzę
gotujecie w wodzie z solą i odrobinką kurkumy.Po jakimś czasie (wchłonął mnie Internet,
przyznaję- mogło to być 15 minut, mogły być dwie godziny), powiedzmy po 40
minutach, odcedzamy wodę, ale nie do zlewu, gdzieś do czegoś. W garze po
gotowaniu kukurydzy rozpuszczamy trochę masła (ha!) dosypujemy kurkumę, starty
imbir i chilli.Mieszamy, dowalamy kukurydzę, mieszamy znów i zalewamy tą wodą,
którą odlaliśmy do czegoś.
I teraz
zaczyna się część , która może Was zniechęcić.
Miksujemy,
miksujemy, miksujemy i tak do usranej śmierci, gdyż do końca tego zmiksować się
nie da.Jeżeli zależy nam na idealnie gładkim kremie, chytamy za sitko i
ręcznie, z mozołem- przecieramy. No trwa to, nie ukrywam.
Przetarte
zagotowujemy, dodajemy mleko kokosowe. Zawsze oblizuję łyżkę po mleku
kokosowym! Może jest jakaś jednostka chorobowa na to? Jego konsystencja jest po
prostu nieprawdopodobna. No smak też, oczywiście. Takie kuku na Muniu. I fiu-
bździu.
Jemy zupę
posypaną słoną jak ściany w Wielczka Salt Mine- fetą. I natką pietruszki.
Cieeeemno,
zimno, co robić? Znam takich, co o 18 chodzą spać, serio ;) Dziwaki jakieś,
przecież najlepiej śpi się rano, jak spać nie można.
Komentarze