Chała



Było wczesne rano dzisiejsze.Moje wczesne- czyli jakaś podziewiątakołodziesiątej.Jakoś piękniej niż wczoraj.Jakoś miło.Kawa pachniała, w kranie była ciepła woda,w lodówce masło, świeciło słońce i po wstaniu z łóżka udało mi się nie trafić małym palcem od nogi w żadną przeszkodę, a to nie zdarza się często.Mam tam detektor bólu i przeszkód.Kiedyś być może go opatentuję.Także tego.Pełen nadziei to był poranek.
A potem człowiek jedzie do pracy, bo musi.No i wiecie, co Wam będę tłumaczyć.Czar, jakby to powiedzieć, pryska. Po drodze wdeptuje w ogromne psie gówno, próbuje tłumaczyć sobie, że to na pewno na szczęście, ale bądźmy realistami- kto mieczem wojuje, od miecza ginie.
Ten dzień był pełen niebezpieczeństw, doprawdy.

Naczytałam się bzdur, że zrobienie prawdziwej chałki to sztuka.Że wymaga ogromnej cierpliwości, doświadczenia, wiedzy, wyjątkowego skupienia, dobrego pieca i rąk, które zawsze wiedzą-jeszcze czy już? Odwagi, czasu i poświęcenia.
A gówno prawda, powiem Wam. Moja powstała bez powyższych, więc albo to jest proste, albo jestem kuchenną wiedźmą. Wszystko się udało mimo beznadziejnego piekarnika, kompletnego braku skupienia, zerowej cierpliwości i niepewnych rąk.Dlatego zachęcam, bo nie można odmawiać sobie przyjemności.Absolutnie Wam to odradzam. Najlepiej drożdżowe ciasto robi się na kontrolowanym wkurwie. Mamy wtedy taką dziwną siłę, której w żaden sposób nie chcemy użyć przeciwko komuś, ale jakoś ją z siebie wyrzucić musimy. Dostaje się wtedy ciastu (oberwało się uszko temu misiu...), a złość i doły zamieniają się w coś, co można zjeść z masłem. I już jest powód do radości. Takie kuchenne Transformers.

Prawdopodobnie wszystko co potrzebne macie w domu, więc nie dajcie się prosić
450 g mąki, pół łyżeczki soli, 3 łyżki cukru
100 ml wody i 100 ml mleka (w miarę to wszystko ciepłe niech będzie)
20 g drożdży
2 łyżki roztopionego masła
1 jajko

Kruszonka
Na oko- mąka, cukier masło.Mieszamy aż powstaną okruszki, można łapami. Jak nie chcą powstać dosypujemy mąki albo cukru.

Drożdże mieszamy z mlekiem, łyżką mąki i łyżeczką cukru.Odstawiamy na chwilę i czekamy aż urośnie (Nie nalezy się w to wgapiać, bo się speszy)
Pozostałą mąkę mieszamy z cukrem, solą, jajkiem i wodą.Dodajemy drożdże i roztopione masło.Wyrabiamy wtłaczając tam ten wkurw.Formujemy kule i zostawiamy na jakąś godzinę.
Po godzinie wracamy i mówimy "O rety! jak to urosło!" bierzemy, ugniatamy jeszcze chwilkę i dzielimy na trzy części. Z każdej części robimy wałek, rolujemy aż powstaną trzy długie...hmmm.. no takie wałki.Całkiem przyjemna to czynność. Wałki układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i pleciemy z nich warkocz.Nie musi być idealny jak dla dziecka na pierwszą komunie, taki byle jaki może być.Nie kłos ani dobierany, zwykły :)
Pozwalamy chałce chwilę jeszcze podrosnąć, potem smarujemy ją z wierzchu roztrzepanym jajkiem i posypujemy kruszonką.Pieczemy w 180 aż wierzch będzie brązowy.

Dam Wam muzykę,dam. Posłuchajcie, chociaż uważam, że równie przyjemnie byłoby tylko patrzeć  ;)

Komentarze

Popularne posty