Makaron z tofu i kiełkami.
























Ale ja lubię mgłę! Światło jest takie jak w zimie, kiedy jest bardzo dużo puszystego śniegu. Codziennie rano budzę się dzięki temu w jakimś świąteczno-uroczystym nastroju.A potem wygrywa jednak myśl, że jest październik. Ciągle. A światło i mgła robią mnie w balona. No ale i tak  ta pogoda jest dla mnie uroczysta i tajemnicza. Gdyby jeszcze było odrobinę cieplej, jakieś 10 stopni więcej, nie proszę chyba o zbyt wiele? No bo zimno jest, przyznacie.Nie jestem na to gotowa, po prostu.
Ciało domaga się konkretów- cieplejszych swetrów, mocniejszych uścisków, rękawiczek, skarpetek, ognia,silniejszych emocji i konkretnego, gorącego, tłustego jedzenia. Nie wyjdzie nam to na dobre, jak co roku :) Ale z własnym ciałem się nie dyskutuje, na pewno to wiecie.Dajmy mu więc, to czego chce, lisowi przebiegłemu.
Nigdy jakoś fanką chińsko-tajskich smaków nie byłam- nie kręcą mnie specjalnie słodko-słone tematy, nie lubię krewetek (mają konsystencję tego takiego białego czegoś co jest w kiełbasie- chrząstka taka czy coś, brrr), ale ten makaron jest super.
Potrzebujemy:
opakowanie makaronu ryżowego (szerokie wstążki)
szklanka kiełków fasoli mung
opakowanie naturalnego tofu
sos sojowy
pasta tamaryndowa(zastąpiłam sokiem z jednej limonki)
olej roślinny
3 jajka
pęczek dymki
2 papryczki chilli
2 ząbki czosnku
pół szklanki orzeszków ziemnych (niesolonych) posiekanych albo nie
sos: sos sojowy, sok z połowy limonki, chilli w proszku, łyżeczka cukru pudru

Posiekane chilli i czosnek smażymy krótko na 3 łyżkach oleju. Dorzucamy pokrojone w kostkę tofu i smażymy kilka minut. Ściągamy z patelni, rozgrzewamy kolejne 3 łyżki oleju. Na patelnie wrzucamy roztrzepane jajka z solą i pieprzem, smażymy z nich omlet, ściągamy go z patelni i kroimy na cieniutkie paski.
Na patelnię (do woka) wlewamy łyżkę oleju, wrzucamy makaron (wczesniej ugotować, albo zrobić to, co każą na opakowaniu), dorzucamy omlet, tofu, kiełki fasoli, pokrojone chilli i zalewamy sosem. Smażymy aż poczujemy, że się przeżarło :) Możemy dolewać w trakcie sosu sojowego, jeżeli wydaje nam się za suche.
Na koniec dodajemy posiekaną dymkę i posypujemy orzeszkami.
Można jeść pałeczkami, ja np. prędzej wydłubie sobie oczy niż coś nimi nabiorę, dlatego pozostaję przy widelcu unikając tym samym towarzyskich skandali oraz blamażu. Ale kiedyś się naucze i zobaczycie, złapię między dwie pałeczki komara w locie. Serio.






Mówiłam Wam ostatnio że idą zmiany, nie? Ojjjj jak one idą, aż ziemia się trzęsie.Ale o tym później
Wysyłam Wam trochę ciepła- takiego jak ogień z kominka, rękawiczki z misiem w środku i herbata imbirowa. Grzejcie się.

Taka ekipa zrelaksowana u mnie na chacie rezyduje. Fajni są, nie?




Komentarze

Pola pisze…
pikantne pyszności na czerwonym (omlet w środku super pomysł) - zmiany - ciepłość orientalna i ciepłość swojska - fajne chłopaki w barłogu. Jaka cudna notka, aż buzuje. Choć ten rodzaj ciepła wcale nie zmniejsza tego specyficznego poczucia, że za oknem mróz i zadymka, wręcz przeciwnie :)

I jeszcze właśnie tak lizusowsko napiszę, że jak zwykle mój podziw budzi wysmakowanie artystyczne zdjęć jedzenia, takoż doceniam jak przemyślnie logo bloga zostało wprawione w gazetę!
Magda pisze…
Jesteś moim ulubionym lizusem :)
A w barłogu płeć mieszana-jej wysokość Afera Piesławska!
Pola pisze…
O, takiego statusu nie osiągnęłam nigdy i nigdzie! :)
Aferę przepraszam, zaćmienie musiało mi się przytrafić, przecie wiedziałam zawsze, że ona jest ona (mam nadzieję, że usprawiedliwia mnie trochę pieczenie ciasta drożdżowego - btw prokrastynuję tę cukinię przeraźliwie, jak widać).

A tak z ciekawości, bo się zastanawiam, jak patrzę na to zdjęcie - ile waży Aferka, widomie filigranowy piesek kanapowy? :)
Magda pisze…
A jakby tak...drożdżowe z cukinią? eeee, nie bardzo :P
35 kilo psa. jak mała krowa.
Pola pisze…
No waga akurat żeby konkretnie się poprzytulać, a się nie udusić pod psem :)

Ciasto już nie, w pełni sezonu praktycznie żywiłam się przez parę dni ciastem cukiniowym, teraz przymierzam się do "na słono", czegoś w rodzaju Twojej tzw. Cukinii z Pierdołami na Ostatni Ogień.

A przypomniało mi się, że ja na wiosnę czytałam tu o Najedzeni Fest, że jesienną edycję nawiedzisz i że Twoja tarta cytrynowa nie będzie kosztować 10 zł za trójkącik - ale chyba nas to ominęło?... Masz dług u czytelników! :)
Magda pisze…
Mam dług, racja. Spłacę go hurtowo, niech tylko zrobi się trochę cieplej.Obiecuję :)

Popularne posty