Mazurek chałwowy
Siedzialam w pracy i jedyna myśl, która przebiegała natarczywie w te i wewte przez mój piekny umysł brzmiała :” czy wyłączyłam piekarnik???”Już widziałam oczami wyobraźni tabuny czarnego dymu wydobywającego się przez szparę między drzwiamii a podłogą, smród spalenizny i zaciekawionych sąsiadów na korytarzu, a w środku zdechłe kwiatki, wybuchnięty piekarnik i co najważniejsze: przerażonego, jeśli nie zaczadzonego! psa. To był ten moment, w którym jeśli wierzyłabym w boga, na pewno zaczęłabym się modlić. Odtwarzam więc w pamięci ostatnie 10 minut przed wyjściem z domu, oszczędzę Wam różnych szczegółów, ale czynności wyłączenia piekarnika nie ma na liście.Jestem w czarnej rzyci, nie mogę się stąd ruszyć, a tam chata mi płonie! A srał pies chate, i tak nie jest moja- ale pies! Oj poty mnie oblały siarczyste.Potem zapomniałam i przypomniał mi o tym dopiero jakiś taki smród na klatce, jak już wracałam do domu. W pierwszym odruchu chciałam uciekać- jak w horrorach, na samą górę.Ale w drugim postanowiłam stawić czoła rzeczywistości, gdyż jestem odważna jak lew. I co zastałam w mieszkaniu, kto zgadnie? No nic strasznego, oprócz bajzlu oczywiście.
Dzień to był niezwykły i obfitujący w niespodzianki. Nielegalnie wolna pierwsza część dnia, płatny urlop, którego sama sobie udzieliłam, zemścił się na mnie troszeczkę.
Tak się najadłam strachu, że już nie jadłam obiadu. Za to kolację, owszem :)
No a potem to już robiłam mazurek.A właściwie dwa małe mazurki, dla każdego po jednym:)
Ciasto kruche- najzwyklejsze w proporcjach 3-2-1 (start)
300 g mąki
200 g masła
100 g cukru pudru
2 żółtka
Zagniatamy, robimy kulę, wstawiamy do lodówki,po chwili wyciągamy, wałkujemy, nakłuwamy widelcem i pieczemy (180 stopni, aż będzie brązowe) Ja odłożyłam trochę ciasta i zrobiłam wokół ciasta stylowy warkoczyk, który oczywiście natychmiast rozpłynął się w piekarniku. Ale chęci były i starania.
Masa chałwowa:
300 g chałwy
pół szklanki śmietanki kremówki (30%)
Ucieramy to wszystko razem, a potem podgrzewamy na bardzo wolnym ogniu aż się rozpuści i połączy.Powinno też troszeczkę zgęstnieć. Studzimy, ale nie całkiem i wylewamy na ciasto.
Ozdabiamy jak jest jeszcze ciepłe- ja użyłam rodzynek w czekoladzie i płatków migdałowych. Ale możecie co chcecie.
Prawdziwy test trwałości jeden z mazurków przeżyje jutro- będzie jechał przez pół Polski autobusem w plecaku :)Ahoj przygodooo!!!
Wesołych Świąt! Ja to się najbardziej cieszę, że się może w końcu wyśpię któregoś dnia.
Komentarze