Zupa dyniowa i efekt halo
Jesteśmy niewolnikami pierwszego wrażenia. Ostatnio naukowcy odkryli, że pierwsze wrażenie dotyczące spotykanych przez nas osób jest tak silne, że nawet kiedy przy bliższym poznaniu nasze początkowe przypuszczenia w ogóle się nie potwierdzają, to nasz mózg i tak wciąż tylko do niego się odnosi. Myślimy o kimś "Ależ tępa z niej dzida, mój boże!" Rozmawiamy i okazuje się, że nie aż tak tępa. No i co? I gówno, bo mózg już wsadził ją do szufladki "idiotki" i wyciąga ją z niej tylko na krótkie chwile. W naszym mózgu na zawsze już nią pozostanie. To działa oczywiście również w drugą stronę i jest chyba równie niefajne, bo wciąż, jakby nie było nasz własny mózg robi nas w ciula.
Pierwszego wrażenia nie da się zatrzeć! Jest wdrukowane w naszych łbach. Przeraziły mnie te badania.
Jestem chaotyczna i roztrzepana. Wiem, że na pierwszy rzut oka sprawiam wrażenie niesłychanego nieogara i ludzie dziwią się pewnie jak ktos taki ja może pracować jako organizator czegokolwiek oprócz własnej dupy.Gubię rzeczy, kradnę długopisy, łamię zasady, zdarza mi się odrzucać połączenia. I wiecie co? W tym szaleństwie jest metoda! Nie zawalam terminów, nie zawodzę, rzadko się spóźniam (zawodowo) i jak mówię, że coś będzie to nie bata żeby nie było. Nieświadomie jakoś wygrywam ze sobą w organizacyjny tetris. Albo nawet w sokobana! Może to bardzo silny instynkt samozachowawczy?Jak wielu zleceń/prac nie dostałam, z jak wieloma ludźmi nie miałam szans się poznać tylko dlatego że jestem chodzącym chaosem? Albo raczej-sprawiam takie wrażenie? Zło.Zło i kłamstwo! Miejcie tego świadomość!
Nie wiem, jaki może mieć to związek z dyniową zupą.Może taki, że jeśli pierwsza łyżka Wam nie posmakuje, nie wypluwajcie, tylko próbujcie dalej? Nie dajcie się zmanipulować? Taki.
To moje pierwsze tak bliskie spotkanie z dynią.Jakoś nigdy nie było nam specjalnie po drodze.Ale nadeszła ta chwila. Kupiłam małą dynię o egzotycznej nazwie hokaido. Już przy próbie przekrojenia jej na pół musiałam użyć wszystkich magazynowanych przez miesiąc sił fizycznych.Strasznie twarda cholera,ale za to kolor ma przepiękny! Wydłubałam z niej pestki, polałam oliwą, posypałam solą, dołożyłam ząbek czosnku, kilka gałązek rozmarynu i wsadziłam w piekielny ogień piekarnika.Na zupę nadaje się też ta zwykla, pomarańczowa, duża dynia.
Wyjęłam, obrałam ze skóry (parzyło, ale mi się śpieszyło). W garze rozpuściłam trochę masła, wrzuciłam czosnek, który piekł się razem z dynią, nową gałązkę rozmarynu, dwie maciupkie papryczki chilli, łyżeczką sproszkowanego imbiru.
Potem trzeba dorzucić do tego dynię,możecie dodać też z dwa ziemniaki,dolać trochę wody i gotować aż prawie całkiem się rozpadnie, ale można nie czekać, tylko od razu zmiksować. Jeśli jest za gęste, dolewamy oczywiście wody.
Myślę, że można zamiast rozmarynu dodać tymianek, ale ja miałam tylko rozmaryn :)
Po zmiksowaniu dodajemy ok.pół puszki mleka kokosowego ( wstrząśnijcie, żeby pomieszać rzadkie z gęstym)
Przelewacie do talerzy, posypujecie pokruszoną fetą i pestkami dyni podprażonymi na suchej patelni (uwaga, bo szybko się przypalają i wystrzeliwują w kosmos)
Jest lekko słodka, lekko ostra, trochę słona- nie umiem się jednak wypowiedzieć chyba na temat tego smaku.To jak wygląda trochę dodaje jej atrakcyjności :) Spróbujcie to będziecie wiedzieć.
Idę w deszcz. Udanego weekendu :)
Komentarze
Nareszcie sezon! Hokkaido to świetna rzecz, a z krojeniem można faktycznie mieć straszne przygody - na przykład kiedy ktoś postanowi ją kroić w kierunku "do siebie", oparłszy o brzuch. (Obeszło się bez ofiar, nóż i dynia zostały osobie wyjete z rąk).
Co do tego, co czytałaś o pierwszym wrażeniu, jestem ciekawa jak to zbadali. Że faktycznie, mimo całego gadania o "przekonywaniu się do kogoś", "zrażaniu się do kogoś", "uczeniu się na błędach", "nie ocenianiu pochopnie" - coś nam zawsze z tyłu głowy zostaje w szufladkach. Zawsze wierzyłam w ludzkość, w to, że inteligentny człowiek jest elastyczny i da się czasem komuś zaskoczyć - ale myśl, że na głębszych poziomach różne skojarzenia zostają na wieki, ma sens. Weźmy chociażby różne toksyczne związki trwające na podstawie pierwszej fascynacji i pobożnych życzeń. Pozostaje nam żyć świadomie.
Na koniec (jak juz zaczęłam się tu odzywać - to słowotokiem, wygląda na to) przyznam się, że też się zastanawiałam, jak Ci to wychodzi - to, co z Twoich postów wyłowiłam na temat Twojej pracy, wyraźnie polegającej na ogarnianiu, organizowaniu i panowaniu nad sytuacją + to, co wyłowiłam na temat Twojego, hm, pewnego roztargnienia i rozwichrzenia :) I teraz już wiem! I podziwiam!