Zupa fasolowa



Wolny dzień jest gorszym przekleństwem, niż pracujący.Taki na przykład poniedziałek.Poniedziałek nie daje mi wyboru. Działam z automatu, wstaję, potykam się, wychodzę, jadę.W poniedziałek moje palce są bliżej klaksonu niż kiedykolwiek. To też robię z automatu. Czekam, a nuż będzie okazja zatrąbić na jakiegoś barana. Nie zastanawiam się czy chce. Nie wybieram.A w sobotę? Budzi mnie świadomość, że mogę wybrać, świadomość tego bezmiaru czasu przede mną(calutki dzień! szaleństwo).Już widzę i czuję wyrzuty sumienia z powodu tego, czego na pewno nie zrobię, bo mi się strasznie nie będzie chciało. I nie mogę wtedy już zasnąć z tej rozpaczy.A to jedyny dzień, kiedy mogłabym spać.Ale nie mogę. Wstaję. Widzę jaki wszędzie jest syf niesłychany.Burdel z bajzem.
Wszystko to, o co od poniedziałku się potykam tutaj leży!Chamstwo.Więc zaczynam chaotyczny rajd na ścierze, troche tutaj, troche tam i po dwóch godzinach jest jeszcze gorzej niż było. Bez sensu. A mogłabym olać przecież. Ale jak widać, wyjebane też trzeba umieć mieć. Ja dopiero się uczę.
No pięknie dziś na świecie, przyznajcie.
O takiej jesieni marzyłam w sierpniu to  mam. Marzenia się spełniają, więc uważajcie o czym marzycie.I czy naprawdę tego chcecie!
W związku z tym, zdecydowałam, że nie będzie knedli, gdyż wymagają one zamknięcia się w kuchni na cały dzień.Kocham moją kuchnię, ale nie w taką pogodę!
Zupa jest taka bardziej już zimowa, co do dzisiejszej pogody tak średnio pasuje ,ale jak zobaczyłam w sklepie maciupeńką fasolkę to poczułam TO. Tego chcę.(Wszystkoooo, czego dziś chcę! Pamiętaj o tyyyym!)

Kupujemy fasolę, niecałe pół kilograma i moczymy przez całą noc w wodzie, żeby na drugi dzień nie musieć już tego robić. Odlewamy wodę, wlewamy bulion, dolewamy wody. Gotujemy fasolę aż będzie prawie dobra,ale nie do końca, dodajemy pokrojone w kostkę dwa ziemniaki, marchewkę, kawałek selera.Znów gotujemy, aż wszystko będzie miękkie. Dosypujemy duuuużo majeranku.Trochę soli i pieprzu. Dowalamy łyżkę masła. Jeśli macie malutki makaron też dodajcie.
Niepotrzebne tu są żadne żeberka i boczki, chciaż w tradycyjnej fasolówce zawsze występują.Dajcie se żebro, jeśli lubicie, nie zabronię Wam przecież, nie?


I macie Mazola na sobote. Niezły jeżozwierz na piano, nie? Ale dobra jest.







Komentarze

Popularne posty