Creme brule



Podobno krem brule to test dla kucharza, bo bardzo lubi się nie udać.Kurt Scheller nie za bardzo potrafi podobno:)Robić krem brule.Ale nie martwcie się, w gruncie rzeczy to taki budyń po prostu.A budyń potrafi kazdy:)Musicie mieć foremki do zapiekania w piekarniku, czyli żaroodporne, najlepiej małe, takie na jedną porcję.Oraz:
Pół litra śmietanki kremówki(36%-prawie jak wóda) -to jest ważne, z mniejszymi procentami się nie uda
3 łyżki cukru zwykłego
6 łyżek cukru trzcinowego(brązowego)
6 żółtek
1 laska wanilii
Śmietankę gotujemy z białym cukrem i tym co wydłubiemy z  rozciętej wzdłuż wanilii na baaaardzo wolnym ogniu.Podgrzewamy ją do momentu,aż nie zacznie delikatnie gotować się na brzegach.Wtedy szybko odstawiamy garnek i chwilkę studzimy. W praktyce wygląda to tak,że stoimy przy kuchence i wpatrujemy się w śmietanę, która bardzo coś długo nie chce się zagotować.Tak stoimy i patrzymy i wyczekujemy.Potem odwracamy się na moment, dosłownie na moment i wtedy właśnie śmietana postanawia zawrzeć.Najważniejsze,żeby zdążyć:) Próbowałam tego patentu na innych rzeczach, które długo nie chciały się zagotować.Specjalnie odwracałam się od nich,żeby nie czuły się skrępowane moją obecnością-ale niestety.Nie  zawsze działa.
No więc śmietana łobuziara studzi się, a my ubijamy żółtka.Nie chcemy żeby były puszyste i białe, po prostu ubijamy je, ale nie tak do końca.Chodzi o to,żeby za bardzo ich nie napowietrzyć.Powoli dolewamy wystudzoną śmietankę.Powoli oznacza po jednej łyżce.I bardzo delikatnie mieszamy żeby tam nie wtłoczyć za dużo powietrza.Krem nie ma być puchaty, tylko gladki i w miarę sztywny.
Krem transportujemy do foremek.Wkładamy do piekarnika( 100 stopni na 50 minut).
Wyciągamy, schładzamy(minimum kilka godzin w lodówce, ale można całą noc.Albo i dzień.)
I teraz clue całego przedsięwzięcia.Każdy krem posypujemy brązowym cukrem tak,żeby równomiernie pokrył powierzchnię.Karmelizujemy,żeby cukier stał się brązowy i utworzył na powierzchni kremu skorupkę, najlepszą z tego całego zamieszania.
I tu wkracza na scenę bohater.Gorący, agresywny, doskonale wiedzący czego chce- palnik gazowy.Taki pistolecik-miotacz gazu.I nim najlepiej robi się skorupkę.Ja go mam.I trochę się go boję, co wprowadza do naszej znajomości niezbędną w każdym związku tajemnicę i niepewność konsekwencji:)
Ale jeśli takiego palnika nie macie,rozgrzewacie górną spiralę piekarnika i wsadzacie krem dosłownie na kilka sekund po czym migusiem wyciągacie,żeby sie nie zjarało.
Po zrobieniu skorupki, krem jeszcze chwilę schładzamy.
p.s.
Madziu, pozdrawiam.Smacznego.

Komentarze

Popularne posty