Kuchenne czary mary
Wiedzieliście, że jak jest burza to psują się zupy? Kwaśnieją i jest to fakt!
I że nie ubijesz piany ani śmietany jak masz okres (kobieto)? Niektóre z tych czarów na serio się sprawdzają, mimo tego, że racjonalne nie sposób ich wytłumaczyć! W przypadku psujących się (zostawionych poza lodówką)zup ,podobno sprawcą jest ozon. I bardzo najonizowane powietrze.I to tłumaczenie jakoś do mnie przemawia, chociaż nie jestem ciekawa szczegółów jakoś specjalnie.
Jeżeli chodzi o ubijanie piany bądź śmietany, to moje doświadczenia tę teorię potwierdzają, chociaż nie jestem w stanie tego wytłumaczyć nijak.
Ale są też inne czary mary.Zrobiłam śledztwo:
1)Jeśli jako dziecko jadło się dużo chleba, a w szczególności piętek (jak się u Was mówi? bo słyszałam też określenie dupka od chleba::) będzie się miało w przysżłości duże cycki- według moich doświadczeń, niekoniecznie. Piętki jako dziecko uwilebiałam, były dla mnie rezerwowane, no i do tej pory piętką nie pogradze, a w kwestii cycków nie narzekam na nadmiar.Ale na niedobór w sumie też nie.Zresztą, jakość jest ważniejsza od ilości ;)
2)nie należy śpiewać przy jedzeniu bo się będzie miało głupiego męża- ten mit obalam, śpiewam non stop i nie mam głupiego męża, dlatego radze Wam, żebyście też śpiewali bez żadnych oporów. Na luziku.
3)spada widelec- głodny przyjdzie. Myśl powtrazana w moim domu za każdym razem kiedy spadnie łyżka, widelec, nóż, albo cokolwiek sztućcowego. I sie cieszymy zwykle wtedy "Ale fajnie, ktoś nam pomoże to wszystko zjeść!" No i zwykle, rzeczywiście ktoś nadchodzi. Tutaj jednak bym zwaliła wszystko na zbiego okoliczności.
4)Piekąc biszkopt należy chodzic po domu na palcach i ogólnie shut the fuck up, żeby nie wywoływać w cieście wibracji, bo opadnie. To głupie! Kto od wibracji opada?Zawsze wydawało mi się, że od wibracji się rośnie.Tańczmy więc , albo lepiej! stepujmy! wokół biszkopta. Tak mi sie łatwo mówi, bo nie mam w zwyczaju piec biszkoptów. Ale jeśli ktoś z Was spróbuje, to proszę o wnioski. Do kartoteki.
5) Panna nie powinna oblizywać łyżki, bo będzie miała łysego męża. HmmPo pierwsze -najpewniej będę miała łysego męża. Oblizuję łyżki. Zawsze i wszędzie. Macie może jakąś łyżkę do oblizania? Po drugie primo- nie mam nic przeciwko łysym mężom :) Łysego męża będzie się miało również wtedy, jeśli oblizuje się wałek do ciasta.(w życiu bym nie wpadła na taki pomysł chyba)
6)Nie można dawać noży w prezencie, bo to ucina znajomość. W mojej rodzinie tej zasady się przestrzega.Serio. czasem jedną albo drugą najdzie temat: ten nóż kupie Madzi!/Krysi!/Teresce!/Adze! no i wtedy kupujemy, ale pobieramy za prezent sumboliczną opłatę. Nie wiemy czy to działa ale 2,50 dupy nie ma. Więc jeśli ktoś komuś nóż kupuje, to nie w prezencie tylko na zasadzie odsprzedaży.
Nie wiem czy to prawda, czy próba przystosowania przesądu do własnych doświadczeń, ale była jedna taka, co dała mi nóż. Co prawda w komplecie z deską do krojenia i prawdopodobnie w dobrej wierze, no ale nie ma jej juz tej onej w moim zyciu. Co więcej, uważam, że i mnie i jej wyszło to na dobre. Więc już jak tam chcecie.Próba nie strzelba, jak mawiał dziadek (podobno).
Nie wiem, jaki to wszystko ma sens, ale może trzeba dmuchać na zimne, żeby potem nie żałować? Idę oblizać jakąś łyżkę.
Dobranoc się z Państwem.
I zapiekane ziemniaki z bakłażanem, żeby były piękne sny :D
I że nie ubijesz piany ani śmietany jak masz okres (kobieto)? Niektóre z tych czarów na serio się sprawdzają, mimo tego, że racjonalne nie sposób ich wytłumaczyć! W przypadku psujących się (zostawionych poza lodówką)zup ,podobno sprawcą jest ozon. I bardzo najonizowane powietrze.I to tłumaczenie jakoś do mnie przemawia, chociaż nie jestem ciekawa szczegółów jakoś specjalnie.
Jeżeli chodzi o ubijanie piany bądź śmietany, to moje doświadczenia tę teorię potwierdzają, chociaż nie jestem w stanie tego wytłumaczyć nijak.
Ale są też inne czary mary.Zrobiłam śledztwo:
1)Jeśli jako dziecko jadło się dużo chleba, a w szczególności piętek (jak się u Was mówi? bo słyszałam też określenie dupka od chleba::) będzie się miało w przysżłości duże cycki- według moich doświadczeń, niekoniecznie. Piętki jako dziecko uwilebiałam, były dla mnie rezerwowane, no i do tej pory piętką nie pogradze, a w kwestii cycków nie narzekam na nadmiar.Ale na niedobór w sumie też nie.Zresztą, jakość jest ważniejsza od ilości ;)
2)nie należy śpiewać przy jedzeniu bo się będzie miało głupiego męża- ten mit obalam, śpiewam non stop i nie mam głupiego męża, dlatego radze Wam, żebyście też śpiewali bez żadnych oporów. Na luziku.
3)spada widelec- głodny przyjdzie. Myśl powtrazana w moim domu za każdym razem kiedy spadnie łyżka, widelec, nóż, albo cokolwiek sztućcowego. I sie cieszymy zwykle wtedy "Ale fajnie, ktoś nam pomoże to wszystko zjeść!" No i zwykle, rzeczywiście ktoś nadchodzi. Tutaj jednak bym zwaliła wszystko na zbiego okoliczności.
4)Piekąc biszkopt należy chodzic po domu na palcach i ogólnie shut the fuck up, żeby nie wywoływać w cieście wibracji, bo opadnie. To głupie! Kto od wibracji opada?Zawsze wydawało mi się, że od wibracji się rośnie.Tańczmy więc , albo lepiej! stepujmy! wokół biszkopta. Tak mi sie łatwo mówi, bo nie mam w zwyczaju piec biszkoptów. Ale jeśli ktoś z Was spróbuje, to proszę o wnioski. Do kartoteki.
5) Panna nie powinna oblizywać łyżki, bo będzie miała łysego męża. HmmPo pierwsze -najpewniej będę miała łysego męża. Oblizuję łyżki. Zawsze i wszędzie. Macie może jakąś łyżkę do oblizania? Po drugie primo- nie mam nic przeciwko łysym mężom :) Łysego męża będzie się miało również wtedy, jeśli oblizuje się wałek do ciasta.(w życiu bym nie wpadła na taki pomysł chyba)
6)Nie można dawać noży w prezencie, bo to ucina znajomość. W mojej rodzinie tej zasady się przestrzega.Serio. czasem jedną albo drugą najdzie temat: ten nóż kupie Madzi!/Krysi!/Teresce!/Adze! no i wtedy kupujemy, ale pobieramy za prezent sumboliczną opłatę. Nie wiemy czy to działa ale 2,50 dupy nie ma. Więc jeśli ktoś komuś nóż kupuje, to nie w prezencie tylko na zasadzie odsprzedaży.
Nie wiem czy to prawda, czy próba przystosowania przesądu do własnych doświadczeń, ale była jedna taka, co dała mi nóż. Co prawda w komplecie z deską do krojenia i prawdopodobnie w dobrej wierze, no ale nie ma jej juz tej onej w moim zyciu. Co więcej, uważam, że i mnie i jej wyszło to na dobre. Więc już jak tam chcecie.Próba nie strzelba, jak mawiał dziadek (podobno).
Nie wiem, jaki to wszystko ma sens, ale może trzeba dmuchać na zimne, żeby potem nie żałować? Idę oblizać jakąś łyżkę.
Dobranoc się z Państwem.
I zapiekane ziemniaki z bakłażanem, żeby były piękne sny :D
Komentarze
w przesądy nie wierzę, ale u mnie w domu mowiło sie, że jesli upadnie nóż albo widelec to przyjdzie niezapowiedziany mężczyzna, a jeśli łyżka to kobieta.
związek między piersiami a piętkami u mnie niestety sie nie potwierdza ;)