Zupa fasolowa
Wszystko to, o co od poniedziałku się potykam tutaj leży!Chamstwo.Więc zaczynam chaotyczny rajd na ścierze, troche tutaj, troche tam i po dwóch godzinach jest jeszcze gorzej niż było. Bez sensu. A mogłabym olać przecież. Ale jak widać, wyjebane też trzeba umieć mieć. Ja dopiero się uczę.
No pięknie dziś na świecie, przyznajcie.
O takiej jesieni marzyłam w sierpniu to mam. Marzenia się spełniają, więc uważajcie o czym marzycie.I czy naprawdę tego chcecie!
W związku z tym, zdecydowałam, że nie będzie knedli, gdyż wymagają one zamknięcia się w kuchni na cały dzień.Kocham moją kuchnię, ale nie w taką pogodę!
Zupa jest taka bardziej już zimowa, co do dzisiejszej pogody tak średnio pasuje ,ale jak zobaczyłam w sklepie maciupeńką fasolkę to poczułam TO. Tego chcę.(Wszystkoooo, czego dziś chcę! Pamiętaj o tyyyym!)
Kupujemy fasolę, niecałe pół kilograma i moczymy przez całą noc w wodzie, żeby na drugi dzień nie musieć już tego robić. Odlewamy wodę, wlewamy bulion, dolewamy wody. Gotujemy fasolę aż będzie prawie dobra,ale nie do końca, dodajemy pokrojone w kostkę dwa ziemniaki, marchewkę, kawałek selera.Znów gotujemy, aż wszystko będzie miękkie. Dosypujemy duuuużo majeranku.Trochę soli i pieprzu. Dowalamy łyżkę masła. Jeśli macie malutki makaron też dodajcie.
Niepotrzebne tu są żadne żeberka i boczki, chciaż w tradycyjnej fasolówce zawsze występują.Dajcie se żebro, jeśli lubicie, nie zabronię Wam przecież, nie?
Komentarze